Witajcie! Przepraszam Was za moją małą nieobecność na blogu, ale niestety przeziębienie jest silniejsze ode mnie i najchętniej cały czas leżałabym pod ciepłą kołderką :( Zbliżająca się wielkimi krokami jesień daje o sobie znać :( Ale na osłodę zawsze możemy sobie poprawić humor smakowicie pachnącym kosmetykiem :) Dziś przedstawię Wam moją opinię o najnowszym musie do ciała Nacomi, który miałam okazję testować dzięki członkostwu w Klubie Atelier Natury :) Marzył mi się mus ciasteczkowy i taki też dwa tygodnie temu do mnie trafił :) Poniekąd na FB wspominałam już co nieco o jego zapachu, ale jeśli ciekawi Was też jego działanie, to zapraszam na recenzję :)
Tradycyjnie zaczynamy od obietnic producenta :) Na opakowaniu jest krótko i zwięźle wyszczególnione, za co odpowiedzialne są poszczególne składniki aktywne.
W INCI widzimy samo dobro, a więc po kolei: masło Shea, olej z pestek winogron, trójglicerydy (zabezpieczające przed utratą wody), wosk pszczeli pochodzenia naturalnego (pełni w kosmetyku funkcję wiążącą składniki, zapobiega rozwarstwianiu się produktu), olej słonecznikowy, glicerynę, olej arganowy, alkohol cetylowy, ekstrakt z ziaren kakaowca, witaminę E oraz substancję zapachową. Nie ma tutaj parafiny, sztucznych konserwantów typu parabeny.
Opakowanie to plastikowy, przezroczysty słoik z elegancką zakrętką. Nowy mus jest zabezpieczony dodatkowym wieczkiem, ale czasami przyczepia się ono do wnętrza nakrętki, więc go nie widzimy. Tak było też u mnie - dopiero przy którymś z kolei użyciu zauważyłam ten element :) Pojemnik jest szczelny, nic z niego nie wypływa. Wewnątrz znajdziemy 150 ml produktu, a na jego zużycie mamy 6 miesięcy od otwarcia, zatem spokojnie da się wyrobić w tym czasie :)
Po odkręceniu słoiczka naszym oczom ukazuje się niezwykle delikatna i bardzo puszysta pianka. Rzeczywiście wygląda to jak lekki mus. Już przez ścianki pojemnika widać mnóstwo pęcherzyków powietrza. Wydobycie kosmetyku z opakowania nie sprawia żadnych problemów.
Konsystencja w opakowaniu przypomina delikatny mus, taką puszystą chmurkę, ale kiedy spotka się z ciepłem dłoni/ciała zmienia się w kremowy balsam, który z kolei staje się olejkiem. Stadium balsamu i olejku możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu.
Kiedy produkt potrzymamy jakiś czas w chłodnym miejscu np. lodówce, to konsystencja robi się bardziej zwarta (zdjęcie poniżej), jednak nadal ma puszysta formułę. Przy kontakcie ze skórą zachowuje się podobnie jak taki mus trzymany w temperaturze pokojowej.
Przejdę teraz do kwestii, która chyba najbardziej Was interesuje, czyli zapach :) Jest to mus ciasteczkowy, więc musi pachnieć jakimiś ciasteczkami, a dokładnie są to słynne Hity :) Taki aromat ma w opakowaniu - czuję ten chrupiący herbatnik i czekoladowe, lekko słone nadzienie :) Po krótkim pobycie na skórze woń zmienia się w coś jakby przypominającego białe Kinder Bueno :) Bynajmniej na skórze mojego ciała tak go czuć :) Uwielbiam ten zapach i nawet mojemu mężowi się podoba, a on jest dość wybredny (większość moich kosmetyków ma dla niego brzydki zapach hehe :)). Aromat utrzymuje się na ciele praktycznie do następnej kąpieli, jednak już nie jest tak intensywny jak zaraz po aplikacji.
Działanie
Ponieważ mus zachowuje się w ostatecznym stanie jak olejek, to dość łatwo się rozprowadza, ale pozostawia po sobie trochę tłustej warstewki. Oczywiście kiedy używamy niewielkie ilości, to film na skórze jest niewielki, ale nadal tłustawy. Na szczęście skóra po użyciu nie klei się. Jednak dla mnie to smarowidło bardziej na noc niż na dzień, bo jest naprawdę bogate :) Śmiałabym nawet rzec, że bardzo podobne do maseł Nacomi, tyle że cała aplikacja przebiega o wiele szybciej, łatwiej też wydobyć produkt z opakowania. Nawilżenie i ożywienie ciała jest na bardzo wysokim poziomie. Jak dla mojej skóry z powodzeniem mogę sięgać po ten mus co drugi dzień, bo pojedyncza dawka zapewnia naprawdę sporego kopa nawilżenia, które utrzymuje się dość długo. Dlatego z pewnością mus będzie idealny dla osób o suchej i bardzo suchej skórze. Kosmetyk radzi sobie też z łagodzeniem podrażnień po depilacji. Przyjemnie koi skórę i przyspiesza jej regenerację, nadaje miękkość i gładkość. Na jesień i zimę będzie ideałem, a jego słodko-słony zapach Hitów umili każdy chłodny wieczór :)
Wydajność jest świetna. Zaledwie odrobina musu wystarcza na pokrycie dość sporej części ciała, dlatego na początku stosowania łatwo przesadzić z ilością kosmetyku :)
Podsumowując mus ciasteczkowy Nacomi oczarował mnie nie tylko świetnym aromatem słynnych ciasteczek, ale także swą delikatną konsystencją, która zmienia się w olejek, co mnie bardzo zaskoczyło, bo myślałam, że będzie to bardzo lekki produkt. Jak dla mnie jest to rewelacyjna propozycja kosmetyku do stosowania na chłodniejsze, a nawet i mroźne dni. Otula swym aromatem a nawilżenie jakie ze sobą niesie jest świetne dla skóry mojego ciała. Poza tym jest ono długotrwałe a nie tylko na kilka godzin :) Mus sprawdził się również po depilacji, więc spełnia wszystkie moje oczekiwania co do kosmetyku do pielęgnacji ciała :) Ale jeśli Wy nie przepadacie za słodkimi, jadalnymi zapachami, to w ofercie są jeszcze musy owocowe - Malina, Mango oraz Borówka.
Pojemność: 150 ml
Przydatność od otwarcia: 6 miesięcy
Cena: 25 zł
Dostępność: sklep ATELIER NATURY - dokładnie TUTAJ :)
Znacie kosmetyki Nacomi? Jak podobają się Wam te najnowsze musy do ciała? A może już ich próbowałyście?
Pozdrawiam,
sarinacosmetics :)
Niesamowicie wygląda ten mus! Już wyobrażam sobie jego zapach ^^
OdpowiedzUsuńzapach jest dość realistyczny :)
UsuńChyba bym go kochała !!
OdpowiedzUsuńNaprawdę wygląda bardzo kusząco, kocham ciasteczka to i to bym pokochała :)
OdpowiedzUsuńpolecam :) działaniem jest podobny do maseł Nacomi :)
UsuńWidze ze zadowolona jestes.
OdpowiedzUsuńJa mam mega mieszane uczucia co do niego,znaczy ja mam malinowy mus, zapach ubostwiam, zgodze sie ze lepiej na noc bo ta tlusta warstwa mnie dobija i mam wrazenie ze w ogole sie nie wchlania,moje pizamki ewidentnie sa tluste :(
To juz 2 tyg? Musze i ja swoja recenzje napisac
ja lubię oleje do pielęgnacji ciała, więc mus polubiłam :) może latem byłby trochę problematyczny, ale teraz jesienią jest bardzo dobrze :) Trzeba go dobrze rozprowadzić a co najważniejsze nie za dużo, bo wtedy wchłania się wieki :)
UsuńJa za kazdym razem biore go coraz mniej ale wtedy jakos opornie idzie smarowanie,moze jeszcze cos na niego poradze,bo poki co testuje go z oporem albo tylko ze wzgledu na piekny zapach.
Usuńja robię tak, ze stawiam sobie w różnych miejscach niewielkie kropeczki musu i wtedy rozprowadzam, bo tak z dłoni może iść rzeczywiście trochę opornie. Wyjściem z tej sytuacji może być też stosowanie na mokrą skórę zaraz po kąpieli a potem wycieranie się - łatwiej się rozprowadzi a i tłusta warstewka będzie mniejsza :)
UsuńDzieki za rady, wyprobuje na pewno
UsuńAle cudo ! Nie dosyć, ze świetna musowa konsystencja to jeszcze zapach na pewno obłędny ;)
OdpowiedzUsuńAle ma fajną konsystencję, kusisz :D
OdpowiedzUsuńMam go i jeszcze drugi w wersji borówkowej, którym nawet niedawno się wysmarowałam po kąpieli :D
OdpowiedzUsuńKonsystencja nieco oleista w kontakcie ze skórą, trzeba trochę odczekać aż się wchłonie, ale warto poczekać bo nawilżenie jest rzeczywiście długotrwałe, tak jak piszesz :)
ja kocham nawilżenie jakie daje :)
UsuńChętnie wypróbowałabym mus malinowy. Uwielbiam zapach tych sezonowycyh owoców. Po raz pierwszy widzę kosmetyk, który rzeczywiście ma postać musu:)
OdpowiedzUsuńa ja jestem ciekawa jak ten malinowy pachnie :) ale znając produkty Nacomi myślę, że bardzo realistycznie :)
UsuńAleż cudo! *.*
OdpowiedzUsuńBardzo kuszące ciasteczko :) Wielki plus za skład!
OdpowiedzUsuńskład jest świetny i inne firmy powinny brać przykład :)
UsuńUwielbiam zapach ciasteczek.... :):):)
OdpowiedzUsuńCiasteczkowa bombolada, om nom nom *_*
OdpowiedzUsuńchcę goooo! :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że pozostawia film, bo nadaje się tylko na noc... :(
OdpowiedzUsuńjeśli umiejętnie go nałożymy to film jest niewielki :)
UsuńZe względu na film u mnie odpada;]
OdpowiedzUsuńw takim razie polecam Ci balsam arganowy Nacomi, który świetnie nawilża a tłustego filmu nie pozostawia :)
UsuńJego piankowo-musowa forma mnie urzekła! ;) Uwielbiam takie w kosmetykach.
OdpowiedzUsuńkonsystencje ma rzeczywiście bajeczną :) na dodatek zmienia się pod wpływem ciepła ciała :)
UsuńWygląda zachęcająco :-)
OdpowiedzUsuńi tak samo działa :)
Usuńchyba bym go zjadła :D
OdpowiedzUsuńoj tak zapach jest bardzo realistyczny :)
UsuńZapach i konsystencja są bardzo kuszące, takie małe kosmetyczne arcydzieło :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się skład tego musu. Lubię masła bazujące na maśle shea :)
OdpowiedzUsuńja też :) a jak jeszcze pięknie pachną to jestem wniebowzięta :)
UsuńJeju ja już go chcę :)
OdpowiedzUsuńLubię takie magiczne specyfiki:).
OdpowiedzUsuńOhoho, będę musiała zapamiętać tę nazwę. Na zimę będzie dla mnie idealny! :)
OdpowiedzUsuńoj tak na zimę jest idealny, taki otulający i regenerujący :)
UsuńPewnie pęknie pachnie :)
OdpowiedzUsuńdokładnie :) ciasteczka Hit zawsze pięknie pachniały :)
Usuńale smacznie wygląda ten mus, aż chce sie go zjeść. Składniki i działanie zachęcające, podoba mi się! Opakowanie cudowne!
OdpowiedzUsuńja bardzo lubię takie metalowe nakrętki, bo dodają uroku :)
Usuńpierwszy raz widzę, ze mus, to typowy mus;)
OdpowiedzUsuńjednak można coś takiego stworzyć :)
UsuńAle wspaniała konsystencja, chcę! Muszę mieć!
OdpowiedzUsuń<3<3 Marzę o nim i o borówce!!! No już tak czekam na przypływ gotówki, że nie wytrzymuję :) Pięknie wygląda ta piankowa konsystencja, a skoro pachnie jak Hity, które kocham i dobrze nawilża to rewelacja. Muszę mieć! Lubię porównania do jedzenia, bo kocham jadalne zapachy :) Ostatnio jeden peeling Planeta Organica porównałam do serka Danio ;]
OdpowiedzUsuńja też kocham zapachy jedzenia, szczególnie słodkiego :) tylko granatu w kosmetykach nie lubię :)
Usuńja mam borówkowy i też jestem zachwycona :)
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa jego zapachu :)
UsuńBardzo podoba mi się opakowanie tego musu :)
OdpowiedzUsuń