Witajcie! Jak wiecie jestem wielką sympatyczką glinek, z którymi trzeba się troszkę pobawić, czyli je rozmieszać :) Wolę je od gotowców, bo są bardziej naturalne, a przez to lepiej działają. Ogólnie rzecz biorąc jest więcej glinki w takiej maseczce :) Dzisiaj będzie o jednej z takich glinek, jeśli jesteście ciekawi, jak moja skóra na nią reaguje, to zapraszam do lektury :)
"100% naturalna glinka do stosowania na twarz, włosy i całe ciało. Bogata m. in. w krzem, aluminium, żelazo, potas, magnez, wapń i mangan. Szczególnie dobrze działa na skórę wrażliwą - tłustą i mieszaną z rozszerzonymi naczynkami krwionośnymi. Odświeża i wygładza, działa odżywczo, absorbuje ze skóry zanieczyszczenia i toksyny, łagodnie ściąga pory.Stosować w postaci maseczek, okładów, nacierań i kąpieli"
Jeśli chcecie poczytać o niej więcej informacji to KLIK :)
INCI: 100% Argile Rouge.
Glinka znajduje się w plastikowym słoiczku. Niestety nowy produkt nie jest niczym zabezpieczony, więc trzeba uważać, aby się nie wysypała. Ma ona postać drobno zmielonego, beżowego proszku i do złudzenia przypomina puder sypki :) Przed rozmieszaniem zapach jest ładny, delikatny i nienachalny.
Po rozmieszaniu z wodą natomiast glinka wygląda tak, jak ta do wyrobu naczyń :) Niestety jej zapach też się zmienia. Na początku kojarzył mi się z domem pogrzebowym. Teraz już się do niego przyzwyczaiłam. Mydełko Aleppo z glinką Rhassoul i olejem arganowym [KLIK] miało taki sam zapach. No ale nie o piękne aromaty nam chodzi, tylko o to, żeby produkt działał - w końcu my kobiety jesteśmy w stanie wiele znieść dla urody :)
Po nałożeniu na twarz tej glinki lepiej nikomu się nie pokazywać, żeby nie miał głupich skojarzeń co do koloru :)
A z czym ją rozrabiać? Ja najczęściej wybieram wodę mineralną zmieszaną z niewielką ilością hydrolatu oczarowego Fitomed [KLIK], który jest tak wydajny, że będzie u mnie chyba całe wieki :) Niektórzy dodają też do glinek jakiegoś oleju, aby szybko nie zasychała - ja jeszcze takiego sposobu nie próbowałam :)
Glinka bardzo dobrze rozprowadza się na skórze, podczas jej trzymania nie występuje u mnie żadne pieczenie, czy inne podrażnienia. Po kilku minutach zaczyna zasychać, więc dobrze spryskać twarz wodą termalną lub jakimś hydrolatem :) Po zmyciu (ja używam gąbki Calypso) skóra jest delikatnie zaczerwieniona, w sumie bardziej różowa niż czerwona :) To dowód na to, że maseczka pobudziła krążenie :) Cera wraca do porządku już po ok połowie godziny :) Wtedy można zauważyć zwężenie porów, jednak na drugi dzień wszystko wraca do normy. Glinka czerwona dobrze radzi sobie z oczyszczaniem skóry, jednak nie pokonała mojej ulubionej glinki czarnej z Morza Martwego [KLIK] :)
Mimo, ze można stosować ją też na włosy, czy ciało, to jednak ja ograniczam się tylko do twarzy, więc glinka jest niesamowicie wydajna :) Chociaż czytałam na stornie Mydlarni Franciszka, że można nią trochę wybielić zęby - kto wie może spróbuję :)
W skrócie:
Plusy:
- naturalny skład
- nie podrażnia
- dobrze oczyszcza
- wydajność
- można dostać ją też stacjonarnie
Minusy:
- brak zabezpieczenia w opakowaniu
- krótkotrwały efekt zwężenia porów
W skrócie:
Plusy:
- naturalny skład
- nie podrażnia
- dobrze oczyszcza
- wydajność
- można dostać ją też stacjonarnie
Minusy:
- brak zabezpieczenia w opakowaniu
- krótkotrwały efekt zwężenia porów
Pojemność: 100g
Przydatność od otwarcia: brak informacji na opakowaniu
Cena: 26 zł
Dostępność: stacjonarnie - Mydlarnia u Franciszka lub sklep internetowy "Mydlarnia u Franciszka"
Używaliście kiedyś glinki czerwonej?
Nie miałam nigdy glinki czerwonej. Bardzo podoba mi się to, że jest w słoiczku-myślę, że dzięki temu znacznie łatwiej z nią "pracować" niż z tymi saszetkowymi glinkami (jak np. czarna z Morza Martwego, którą również uwielbiam :)!). Ale raczej się nie skuszę, jakoś mnie odpycha ten zapach jak z "domu pogrzebowego" :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
zapach nie jest taki zły :) z biegiem czasu można się przyzwyczaić :)
UsuńJa również akurat glinki czerwonej nigdy nie miałam, ale może kiedyś spróbuję, choć chyba zielonej u mnie by nie pobiła ;)
OdpowiedzUsuńdla mnie też zielona chyba ma lepsze działanie, choć sypkiej zielonej jeszcze nie próbowałam :)
UsuńTeż wolę takie glinki od maseczek :D ja sobie zamówiłam ostatnio czarną i bardzo ją lubię <3
OdpowiedzUsuńczarna to moja ulubienica :) ostatnio zużyłam resztkę :( nową zamówię, jak zużyję choć jedną, którą mam do wykończenia z pozostałych :)
UsuńJa się już przekonałam że niekoniecznie dobre działanie i ładny zapach idą w parze ;) Ja nie mam jeszcze ani jednej glniki i ubolewam nad tym, jedynie używam maseczek z Ziaji z glinkami
OdpowiedzUsuńświęta prawda :) czasem producent myśli, że jak włoży ładne perfumy do kosmetyku, to wszyscy sie rzucą na zapach a nikt nie pomyśli o działaniu :( niestety jeszcze się takie zachowanie konsumentów spotyka :(
UsuńJesteś filigranowa, o takim rozmiarze to ja nawet nie marzę. a o glince słyszałam i chciałabym przetestować
OdpowiedzUsuńzawsze taka byłam, jedynie w ciąży się trochę zaokrągliłam, ale potem niestety nic mi po tym nie zostało a mogło. Nie pogniewałabym się, szczególnie w biuście :)
Usuńchętnie ją spróbuję ;)
OdpowiedzUsuńja rowniez :)
Usuńciekawa glinka :)
OdpowiedzUsuńMam glinkę czerwoną ze sklepu ZSK - kolor ma bardziej "rdzawy"/rudy. Jest w czołówce moich ulubionych glinek, zaraz po białej i błękitnej ;)
OdpowiedzUsuńmoże są jakieś odmiany tej glinki, bo moja ma inny kolor :) Choć na opakowaniu napisane jest Beloun, więc to moze oznaczac region, z którego pochodzi, dlatego ma inny kolor :)
Usuńczerwonej glinki jeszcze nie miałam.. :)
OdpowiedzUsuńchyba jest mało popularna :)
Usuńnie używąłam jeszcze czerwonej glinki, więc z chęcią przetetsuję w przyszłości...
OdpowiedzUsuńwszystkiego trzeba spróbować :)
Usuńpierwsze słyszę o takiej glince;)
OdpowiedzUsuńbałabym się stosować jej na włosy i też ograniczyłabym się do twarzy ;)
OdpowiedzUsuńpodejrzewam, ze z kolorem włsów by nic się nie stało :) ja obawiam sie raczej zatrzymania zapachu we włosach.
UsuńCzerwonej glinki jeszcze nie próbowałam.
OdpowiedzUsuńCzasami lubię pobawić się w takie mieszanie produktów, ale nie za często bo jestem leniem w tej kwestii :P
OdpowiedzUsuńchyba kazdy tak ma, ale ja czasem sie po prostu zmuszam :)
UsuńJa jednak jestem tradycjonalistką i pozostanę przy gotowych maseczkach:):)
OdpowiedzUsuńniektóre gotowe o naturalnych skałdach też są bardzo dobre np. Marilou Bio :)
UsuńGlinki uwielbiam, a na czerwoną mam chętkę już od dawna!
OdpowiedzUsuńja z kolei mam chętkę na zółtą, którą Ty zachwalałaś :)
UsuńGlinki uwielbiam, beloun mam na razie tylko w paście, suchej jeszcze nie próbowałam, ale lubię bardzo :)
OdpowiedzUsuńchętnie bym spróbowała takiej w paście :)
Usuńchętnie bym ja wypróbowała, a z L'orient miałam jak na razie tylko mydełko aleppo
OdpowiedzUsuńja mam od nich jeszcze czarne mydło z różą damasceńską i jest świetne :)
UsuńTeż mam czerwoną glinkę, muszę w końcu wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt. Ja kiedyś się caiłam na czerwoną glinkę, ponieważ przeczytałam, że jest dobra na cerę naczynkową. Co prawda kupiłam maseczkę Avon Planet Spa z czerwoną glinką ale jeszcze jej nie otworzyłam, ponieważ muszę wykończyć inne maski więc nie wiem czy faktycznie łagodzi naczynka, ale ta recenzowana przez Ciebie wydaje się być interesująca.
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, ze maseczce z Avonu moze być mała takiej glinki. Juz tak się przyjęło, że producenci trochę oszukują i reklamują się skladnikiem, który być może jest na końcu składu :(
Usuńuwielbiam glinki
OdpowiedzUsuńwszystkie sie u mnie super sprawdzaja
to chyba jedyny kosmetyk kosmetyk naturalny ktory mi nigdy kuku nie zrobil ;)
to musisz też uważać na błotka, bo czasem podrażniają :(
UsuńTeż wole glinki w postaci proszku. Nie przepadam za już rozrobionymi glinkami, które są gotowe od razu do użycia. polubiłam tą małą paplaninę bo zawsze może przygotować maseczkę trochę inaczej. dodać do niej różne składniki a z już gotowym produktem nie jest to samo!
OdpowiedzUsuńdokładnie :) chociaz ja jak na razie za bardzo nie eksperymentuję z tym dodawaniem róznych rzeczy :) ale może kiedyś zacznę np wzbogacać olejem :)
Usuń